sobota, 30 listopada 2013

259. Sól do kąpieli bebeauty ujędrniająca z ekstraktem z Lotosa


Dość niedawno zawędrowałam w alejkę kosmetyczną w biedronce... Okazało się, że akurat była promocja bodajże na produkty do kąpieli, w tym na sole do kąpieli :) Niewiele myśląc wzięłam jedną :) Padło na zapach lotosu :)

Opis producenta:

Skład:

Cena: ok. 3-4zł
Dostępność: dyskont biedronka

MOJA OPINIA
Zapach:
Przepiękny, kwiatowy zapach :) Nie mam pojęcia do końca jak pachnie lotos, ale bez względu na to, jest bardzo odprężający i go uwielbiam :))
Opakowanie: Jak każdej soli bebeauty :) Plastikowy słoiczek z zakrętką :) Widzimy ile nam jeszcze soli zostało, a nakrętka służy mi za miarkę ;)
Działanie: Sól barwi przepięknie wodę na różowo :) A wokoło roznosi się przepiękny zapach, który niewiele traci na intensywności po wyjściu z opakowania ;) Sól świetnie umila kąpiel :) W dodatku jest bardzo wydajna jak dla mnie. Mi wystarcza zakrętka - nie leję wody po szyję ;) Są osoby narzekające, że wystarcza na kilka razy... Dlatego to mówię ;) 


OCENA
Absolutny faworyt :) Z chęcią sięgnę po inne warianty zapachowe ;) 5/5

Który zapach tych soli jest Waszym ulubionym? :)

czwartek, 28 listopada 2013

258. Pomadka Oriflame Pure Colour Floral - bright pink


Jako, że byłam konsultantką, to wiele rzeczy mnie kusiło :) Generalnie miałam zamiar większość sprzedać, ale brałam takie rzeczy, żeby w razie czego je bez problemu zużyć ;) Tak też trafiła do mnie ta pomadka. Czy warta jest swojej ceny? :) Zapraszam niżej ;)



Cena: w promocji 5,90 (dla mnie 4,54 :P), normalnie kosztuje 11,90 :)
Dostępność: konsultantki Oriflame

MOJA OPINIA
Pomadka jest bardzo tania, więc za tą cenę rewelacji się nie można spodziewać, ale też jakby miała być kiepska, to nie ma co żałować :) 
Jednak wg mnie pomadka jest świetna! Nadaje ustom kolor, nie wysuszając ich. Nawilża, nabłyszcza. Gładko się nakłada. Słowem - cudo :) Jedynie co, robi delikatne smugi na ustach, ale nie wygląda to strasznie ;) Zobaczcie same jak prezentuje się na ustach:
bez pomadki


z pomadką :) widać lekkie smugi, ale ich tak na pierwszy rzut oka nie widać ;)
Jeśli zaś chodzi o opakowanie, to co tu dużo mówić... Tandeta po całości :) Ale jak wiemy, ważne to co w środku :) Poza jego kiepską jakością jest bardzo ładne, bo skuwka ma piękny kwiatowy nadruk :) Przez co dodaje jej uroku :) Sztyfcik jest długi, wystarczy mi na długo :) Nie wygina się, nie łamie ;) Myślę, że warto się na nie skusić :)
Pomadka ma jednak drobinki, które niektórym nie przypadną do gustu... Jednak wg mnie wcale ich nie widać :) Kolorem jest bardzo podobna do mojej szminki w kredce od Astor w kolorze burnt rose 

OCENA
Świetna pomadka w niskiej cenie :) Ja ją bardzo polubiłam :) 4+/5

A może któraś z Was byłaby zainteresowana kosmetykami Oriflame? Zostało mi ich dosłownie kilka sztuk... :) Poniżej na zdjęciach to co zostało. Nie sugerujcie się cenami, to ceny katalogowe, a ja jestem skłonna oddać te kosmetyki za tyle ile za nie dałam :) Pytajcie, śmiało :)
krem bb (odcień light) - 11,11zł, baza pod makijaż - 11,90zł, krem matujący - 12,23zł i krem do ciała - 7,62zł
tender - 11,90zł, żel pod oczy - taniutki :) 6,08zł, pomadka w kolorze warm fuchsia - ciemna - 5zł, dwie kredki sparkle in paris - srebrna i czarna po 3,81zł
W razie pytań piszcie śmiało na mail: ma.rzen.ka@interia.pl

wtorek, 26 listopada 2013

257. Normalizujący żel-peeling oczyszczający do mycia twarzy od BeBeauty


Po udanym żelu micelarnym skusiłam się na żel-peeling do twarzy :) Kupiłam go już dość dawno, ale chciałam powykańczać wszelkie starocie i próbki ;)


Opis producenta:

Skład:

Cena: ok. 5zł
Dostępność: dyskont Biedronka

MOJA OPINIA
Zapach: Dość specyficzny, lekko jakby perfumowany. Delikatny, ale mi jednak nie odpowiada... Trochę w nim chemii... Jednak szybko się ulatnia i nie jest jakoś mocno drażniący dla mojego nosa ;)
 



Konsystencja:
Taki odrobinkę lejący glucik z przezroczystymi drobinkami i niebieskimi kuleczkami :) Lekko się pieni przy kontakcie ze zwilżoną skórą :)






  
Opakowanie:
Plastikowa, miękka tubka z zamknięciem na klik. Mega wygodna i praktyczna ;) Stoi na głowie, więc dodatkowo da się wszystko wykorzystać do końca. Choć w żelu micelarnym musiałam opakowanie rozcinać i miałam jeszcze na ok. tydzień... :P

Działanie:
To jest bardziej żel niż peeling, ale do codziennego stosowania jest idealny :) Drobinki są wyczuwalne, ale nie są bardzo ostre. Dobrze usuwa zanieczyszczenia i ogólnie jestem z niego zadowolona. Jedynie zapach mi nie odpowiada... Jest wydajny, a niewielka jego ilość wystarcza na umycie twarzy :) 

OCENA
Myślę, że go więcej nie kupię, przez ten zapach :( Pomijając go, działanie ma bardzo dobre :) 4-/5

UWAGA! Ważne dla biorących udział w rozdaniu z Firmoo:
- zapomniałam dodać, że szkła w okularach, które są do wygrania będą z max. 1,50 dioptrii! 

poniedziałek, 25 listopada 2013

256. Rozdanie z Firmoo!

Witajcie! Zdecydowałam się zorganizować dla Was rozdanie z Firmoo. Skoro ja jestem zadowolona ze swoich okularów, to czemu Wy miałybyście/mielibyście nie być? Zapraszam do udziału. Mam do rozdania jedną parę okularów (oczywiście z darmową wysyłką :)) 


A teraz parę zasad:
- należy być publicznym obserwatorem mojego bloga
- można polubić Firmoo na facebook'u :)
- należy sobie wybrać okulary wyłącznie z kolekcji klasycznej (www.firmoo.com/classic-series.html)
- należy zostawić komentarz pod tym postem wg wzoru:
Obserwuję jako:
Wybieram okulary: (podać link)
E-mail:

Parę zdjęć, które mogą Was zachęcić do zgłoszenia się :P
piękne są :D w moim ulubionym kolorze :))
trochę mniej szalone, ale nadal bardzo ciekawe ;)


a może przeciwsłoneczne na rażące zimowe słońce?
jak widać, do okularów dostaniecie pokrowiec (w sumie dwa), do tego śrubokręcik :)
Dla przypomnienia moje okulary:

Zdecydowałyście się? To zapraszam do zgłaszania się! Rozdanie potrwa do 2 grudnia 2013r. do godziny 23:59.
Do zwycięzcy odezwę się mailowo. 
Wysyłkę i wszelkie formalności załatwia Firmoo :)
Wysyłka jest możliwa tylko do następujących krajów:
Australia, Austria, Belgia, Kanada, Czechy, Niemcy, Finlandia, Francja, Dania, Grecja, Węgry, Irlandia, Izrael, Włochy, Luxemburg, Malta, Holandia, Nowa Zelandia, Norwegia, Peru, Polska, Portugalia, Rumunia, Rosja, Słowacja, Słowenia, Południowa Afryka, Hiszpania, Szwecja, Szwajcaria, Turcja, Ukraina, Zjednoczone Emiraty Ara
bskie, Anglia, USA.

 
Od siebie dodam, że warto skorzystać z wirtualnej przymierzalni i oczywiście dokładnie wymierzcie swoje obecne okulary, żeby idealnie pasowały :) [moje niestety o 2mm węższe od starych okularków i troszkę mi odgniata uszy :( ale wytrwale w nich chodzę i w sumie już nic się nie dzieje wielkiego ;)]

Przypominam też, tym którym w rozdaniu się nie powiedzie, że ciągle dostępna jest promocja Pierwsza Para Gratis, gdzie płacicie wyłącznie za przesyłkę :) A dla blogerek możliwość współpracy, którą znajdziecie po tym linkiem :) 

EDIT:
Szkła można sobie wybrać max. do 1,50 dioptrii... (raczej) Więc jak ktoś ma większą wadę, to niech się liczy z tym, że trzeba sobie szkiełka wymienić ;)
Konkurs nie podlega ustawie o grach i zakładach /Dz, U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm. z dn. 29/07/1992.

niedziela, 24 listopada 2013

255. Venita henna w kremie do brwi w kolorze brązowym


Zabieram się powoli za wykończenie współpracowej paczki od Venity. Nie będę się przyznawać kiedy paczka przyszła, bo aż wstyd :P Z góry firmę przepraszam, ale ostatnio ciężko mi się zebrać do napisania czegokolwiek :)


Skład:
Cena: wg wizaż.pl ok. 8zł
Dostępność: www.venita.com.pl/stores

MOJA OPINIA
Raz już henny używałam do brwi, ale od konkurencji :P Spodobało mi się to, ale tamto opakowanie było na jedno użycie :) Wtedy praktycznie moje brwi zyskały jedynie lekko brązowego blasku i nic poza tym, a jak było tym razem? Od razu Wam pokażę, ale zastrzegam, że efekt jest mocniejszy, ale lampa błyskowa "wybieliła" efekt :)

Jak widać, jest różnica. W zasadzie po zmyciu kremu z brwi byłam przerażona, bo były takie ciemne, trochę się dziwnie czułam, ale teraz nie wyobrażam sobie bez henny życia :D 
Pisałam Wam też, że widziałam Panią z różowymi/fioletowymi brwiami i obawiałam się podobnego efektu u mnie, ale po 2 tygodniach od aplikacji kolor jeszcze jest i z pewnością nie jest to fiolet ;) 

A w opakowaniu znajdziemy:
szablony do brwi (których ja nie używałam), szpatułkę, krem i aktywator, a do tego jeszcze niewidoczna na zdjęciu instrukcja obsługi ;)

po zmieszaniu kremu z aktywatorem robi nam się taki glucik, który jest szary, tu ledwo zdążyłam zrobić zdjęcie, bo mieszanka szybko się utlenia i brązowieje :)

jak zobaczyłam, że krem zmienił kolor na taki brąz, to byłam przerażona... ale stwierdziłam, że najwyżej będę zmywać to wszystko potem przez weekend i nie będę wychodzić z mieszkania :P jednak krem ładnie się zmył i dał efekt, który widziałyście powyżej :)
Trzeba z tą henną uważać, żeby nie pobrudzić sobie skóry, bo ja niestety nie użyłam szablonów i zapomniałam o zabezpieczeniu skóry kremem i miałam wyfarbowaną krzywo skórę :P Jednak szybko zmyłam i cieszyłam się widokiem pięknych brwi ;)

OCENA
Jestem naprawdę zadowolona z efektu. Opakowanie z pewnością wystarczy mi na więcej niż 15 aplikacji ;) A henna wytrzymała 2 tygodnie i pewnie z tydzień jeszcze będzie, także henna wystarczy mi na baaardzo długo ;) Może się podzielę ze współlokatorką albo koleżanką, żeby mi się henna za wcześnie nie zepsuła ;) 5/5

A Wy farbujecie rzęsy, brwi albo włosy henną? :))

piątek, 22 listopada 2013

254. Jeliton

Piszę do Was dziś już drugi raz, ale stwierdziłam, że nie należy nadużywać cierpliwości i życzliwości innych... :P Jak wiecie (albo i nie), dostałam od Paczajki dwa tygodnie temu paczkę z opakowaniem Jelitonu. Umówiłam się z nią, że recenzja będzie w ciągu 2 tygodni. Dlatego też zdecydowałam się na drugi post dzisiaj... ;) 

Najpierw parę rzeczy jak i z czym się to je :)
Skład:
Łupina nasienna babki jajowatej (tu coś po łacinie :P)

Działanie:
Wzmaga perystaltykę jelit, usuwa uczucie pełności, wspomaga odchudzanie, ułatwia wypróżnianie nie powodując biegunki, nie podrażnia jelit, reguluje pracę jelit, łagodzi objawy biegunki, stosowanie preparatu nie powoduje uzależnienia.

Zastosowanie:
Przejściowe zaparcia, leniwa perystaltyka jelit.

Ostrzeżenie:
Nie stosować przy zaburzeniach drożności jelit

I to chyba tyle. Można stosować dziennie do 4 saszetek... Ja stosowałam max. 2.

Mimo, że jadłam tego dość niewiele moje jelita zaczęły się po paru dniach buntować... Moje problemy się wręcz nasiliły. Raz koleżanka wręcz spytała, czy jestem głodna, a zdecydowanie nie było to burczenie w brzuchu... Z początku byłam jednak zachwycona działaniem - zapchał mi żołądek, więc nie dojadałam, a na brzuchu zrobiło mi się lekko, ale to trwało może 2 dni, a potem było coraz gorzej, aż w końcu odstawiłam i teraz czuję się już lepiej... Od czasu do czasu będę go jeść, ale z umiarem, żeby problemy nie wróciły :)

A jak się go przyrządza? Poniżej widzicie saszetkę z gotową porcją produktu:




A zawartość wygląda następująco:

Te nasionka należy zalać wodą (ja często używałam mineralnej wody), sokiem albo jogurtem - ale ostatniego nie znajdziemy na tym opakowaniu, choć ja znalazłam to w opisie Jelitonu na stronie producenta, więc myślę, że tak można :) Wiele osób tak robi i jest to łatwiejsze do zjedzenia :) Rozrabiając Jeliton z wodą po chwili robi nam się ohydna galareta, która jest ciężka do wypicia... Z sokiem nie próbowałam, zapewne to samo, ale smaczniejsze ;) Za to z jogurtem smakuje jak zwyczajny jogurcik z ziarnami i to ta wersja posmakowała mi najbardziej :)

Podsumowując:
Jeliton nie jest dla mnie... Ale miałam nadzieję, że pozwoli mi trochę odciążyć organizm od śmieciowego jedzenia, które niestety lubię i nie potrafię z niego zrezygnować... Niestety nie pomógł, ale zmobilizował mnie do choć częściowego zadbania o siebie :) Jem teraz jogurty, nabiał i więcej warzyw i owoców, od których stroniłam ;) 

Niestety boję się go Wam polecić, ale z pewnością trzeba go przetestować na sobie, a jest wiele pozytywnych opinii w internecie, właściwie złych nie widziałam :)

Jeszcze rano narzekałam, że nie mam o czym pisać... A przecież mam jeszcze 4 recenzje do napisania o produktach Venity. W pierwszej kolejności zapraszam na post o hennie do brwi :) Który może nawet pojawi się jutro, najpóźniej w niedzielę :) Oprócz tego balsam kokosowy i dwa lakiery do paznokci. Zapraszam ;))


Żeby nie robić osobnego postu i denerwować niepotrzebnie innych, pokażę Wam teraz moje dzisiejsze łupy z Rossmanna ;) 
A są to:
Kredka do oczu MF Kohl 090 natural glaze 17,39
Pomadka Maybelline Color Whisper 430 Coral Ambition 16,79
Wibo Eliksir nr 05 (nude) 5,19
oraz puder Synergen w kolorze 04 natur za 8,99

Jak widzicie puder kupiłam w normalnej cenie, bo -40% obejmuje jedynie szafy... :(

A Wy co upolowałyście? :))

253. Oriflame Nature Secrets - krem do rąk z bazylią i brzoskwinią


Jak wiecie jestem "byłą" konsultantką Oriflame. Parę rzeczy mi z tej "przyjemności" zostało, ale powyższy/poniższy krem jest efektem wymianki na wizażu ;)
Widziałam go parę razy w katalogach, ale jakoś tak kremów w domu zawsze mam dużo, więc go omijałam. Perspektywa wymiany jakiegoś niechcianego kosmetyku na ten krem wydała mi się kusząca ;) Tak trafił do mnie ;)




Skład:

Cena: wg wizaż ok. 12zł, wg mnie można go dostać za ok. 6zł ;)
Dostępność: konsultantki Oriflame

MOJA OPINIA
Zapach: Przepyszna słodziutka brzoskwinka i w tyle delikatnie bazylia. Świetne połączenie :D Na rękach delikatnie przygasa, ale dzięki temu zapach nie jest ani trochę męczący ;)






Konsystencja:
O dziwo jest gęsta, ale w kontakcie ze skórą mięknie i łatwo się rozprowadza :) Kolorek ma... nietrudno zgadnąć - brzoskwiniowy ;)



Opakowanie:
Urocza szata graficzna, aż zachęca do zakupu ;) Niestety otwieranie jest zakręcane... Niby jest wygodne, ale jednak ręce się lubią ślizgać... :P
Działanie:
Krem przez swój zapach zachęca mnie do częstego używania ;) Jak na moje warunki, nawilża dobrze, choć dla suchej skóry mógłby nie wystarczać... Jednak miałam suche skórki między palcami i znikły w ~2 dni podczas używania tego kremu ;) Jestem z niego zadowolona ;)

OCENA 
Krem mnie pozytywnie zaskoczył. Połączenie zapachowe to poezja :) Dzięki zapachowi mam ochotę się smarować co przekłada się na gładsze dłonie ;) 4+/5

Prawdopodobnie w tej właśnie chwili buszuję po Rossmannie :D Jeśli będzie to warte uwagi, to jutro może pokażę Wam co kupiłam, ale to przy okazji notki o Jelitonie, na którą już nadszedł czas. Mam ciągle co do niego mieszane uczucia, ale o wszystkim jutro :) Nadrabianie komentarzy idzie mi topornie ;( Niby mam mało zajęć, a jednak czasu ciągle brakuje... Mam folderek z zakładkami Waszych blogów i staram się Was odwiedzać, ale mam tam z 50 postów :P Cierpliwości... :) Notki też trochę rzadziej będę publikować, nie mam też teraz o czym pisać... Zaczęłam wiele nowych rzeczy i jeszcze nie mam wyrobionego zdania albo wykańczam zapasy, które dawno już opisałam.. :P Ale nie bójcie się, nie zniknę ;) Pozdrawiam i życzę miłego weekendu :*

środa, 20 listopada 2013

252. Róż F&F w odcieniu flame

Taaaak, nie przywidziało Wam się :) Kupiłam tescowy róż :) Szybko tego w domu pożałowałam, ale jakie jest teraz moje zdanie o nim? Zobaczcie dalej...
Tak wygląda róż po otwarciu - jak widać, już go trochę używałam :) Kolor jest taki jak na zdjęciu, a nazywa się flame. Teraz stety bądź niestety moje wszystkie kosmetyki typu cienie, bronzery itd.. mieszkają razem w pudełku, w którym zrobiłam sobię "paletkę magnetyczną" :D A te zdjęcia zrobiłam tuż przed wyciągnięciem różu z opakowania ;)

Cena: ok. 7-8 zł
Dostępność: Tesco xD

MOJA OPINIA
Chciałam od dawna kupić róż, ale nie wiedziałam jaki odcień, często też ceny mnie odstraszały... Wiedziałam, że powinnam znaleźć jasny i raczej brzoskwiniowy kolor :) Kiedy je zobaczyłam, w dodatku w niskiej cenie, stwierdziłam, że nic nie szkodzi zaryzykować :) W drodze do kasy, pięć razy zmieniałam zdanie (czy go kupić...), ale w końcu się odważyłam. 
I? I nie żałuję :) Nie jest to róż idealny, pewnie też moja ocena będzie mało obiektywna, bo to mój pierwszy róż... Ale kolor łatwo się nakłada, można stopniować intensywność :) Nie znika z twarzy i raczej nie zrobimy sobie nim krzywdy :) Jest jasny, właśnie brzoskwiniowy :) 
Nie jest on matowy, bo po roztarciu na palcu (z poniższego swatcha) robił się satynowy. Widać też w nim drobinki, ale tylko w opakowaniu, na twarzy nie ma mowy o żadnym brokacie ;) No i też wydaje się matowy :)

rzut okiem na "plecy"
swatch :) róż na palcu wygląda jakby miał satynowe wykończenie i w zasadzie takie ma, ale na twarzy jest raczej matowy
a tak wyglądam ja, muśnięta tym różem :) bronzera na tym zdjęciu nie użyłam :)
OCENA 
Przy małych możliwościach pieniężnych myślę, że warto się za nim rozglądnąć :)) Jest tani i całkiem dobry :) Ale pewnie spróbuję w przyszłości róży z innych firm ;) 4/5

Jak Wam się "widzi"? Macie/znacie kosmetyki z Tesco? :)

poniedziałek, 18 listopada 2013

251. Cienie Enjoy

Cienie te chwaliła na swoim blogu Gosia, spodobały mi się, a gdy na nie natrafiłam to od razu wybrałam sobie dwa kolorki (te dwa różowe - 11 i 12). Co do 11, co zaraz dokładniej powiem, nie jestem zadowolona, ale z 12 owszem i przy następnej wizycie w Trendy Shop zakupiłam piękny granat z nr 35 :) A poniżej zbliżenie na każdy kolorek wraz ze swatchem :)

11 - jedyny brokatowy/perłowy w mojej skromnej trzy-sztukowej kolekcji :) Jak widać po lewej, cień tworzy takie jakieś grudki, które jakoś zniechęcają mnie do używania tego cienia... A szkoda, bo wygląda całkiem przyzwoicie :)
12 - kolejne cienie są już matowe. Ten to ciężki kolor do określenia, ale skłaniałabym się ku fioletowi :) Aparat raczej nie zjadł kolorów. Na powiece wygląda on dużo jaśniej niż w rzeczywistości. Nie powiem, żeby był łatwy w obsłudze, ale jak już nałożymy go odpowiednio na powiece to bardzo ładnie wygląda i się długo utrzymuje :) Nie roluje się raczej, nie blednie, nic się z nim nie dzieje :)
35 - najnowszy nabytek, choć użyty dopiero raz :P efekty pokażę poniżej :) Ten cień zachowuje się identycznie jak ten powyżej, ładnie wygląda na powiece, ale żeby nie zrobić sobie krzywdy, trzeba się odrobinę napracować :) Jednak efekt jest świetny :)
na koniec wszystkie cienie "na plecach"

Teraz pokażę Wam makijaże z użyciem powyższych cieni :) Z nr 11 niestety nie mam... Ten cień na tyle mnie wkurza, że nie mam żadnego makijażu z nim... Tzn. użyłam go parę razy, ale jest tak ciężki w użyciu... Tzn. może nie ciężki w użyciu, a po prostu brzydko wygląda... Choć może się do niego przekonam :)


Makijaż z użyciem różowo-fioletowego cienia o nr 12































A teraz czas na makijaż z granatowym cieniem: (tego nie było jeszcze na blogu :))
Inspiracją do niego był post Natalii
(wybacz Natalio, jeśli mój jest nieudolnym odwzorowaniem Twojego dzieła :P)
tutaj użyłam wyłącznie dwóch cieni - nr 35 Enjoy i Inglota 393 - zero srebra pomiędzy, taki kolor wyszedł po zmieszaniu tych dwóch cieni :) Wybaczcie jakość... Ale niestety po obróbce straciły trochę ostrości te zdjęcia... :( Mimo wszystko myślę, że się Wam podoba :)
 
Cienie Enjoy możecie kupić w sklepach Trendy Shop za 5,99 :) 
Generalnie matowe cienie są warte uwagi i niektórzy porównują je z Inglotami ;) A ten brokat niestety mi nie przypadł do gustu... :( Może inne brokatowe/perłowe z Enjoy są lepsze, mój nie :(
Dlatego brokatowy nr 11 dostaje 2+/5
A pozostałe, czyli 12 i 35 dostają tyle samo, czyli 4+/5 
Polecam Wam z czystym sercem te matowe ;)) Są naprawdę warte uwagi, tylko trzeba się nimi umieć posługiwać ;)    

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...